Kochać mnie nie muszą, wystarczy, żeby się bali.
Dlatego od tej pory jestem samotnym wilkiem, milczącym łowcą,
wypatrującym swej ofiary uważnie i w skupieniu
a moim jedynym honorem jest wierność wyłącznie wobec samego siebie.
I nie ma już żadnej mocy, poza moją.
Swoją pisaninę publikowałem za darmo jedynie w formie ebooków na nieistniejącym już niestety portalu beezar.pl. Każda z książek była na nim bestsellerem, z nakładem dochodzącym do trzech tysięcy w przypadku niektórych. Wszystkie znajdujące się poniżej opisy pochodzą właśnie z tego portalu.
Opublikowałem zbiory poezji:
Około roku 2004, korzystając z okazji,poprosiłem znajomą z działu kulturalnego Gazety Wyborczej o recenzję tekstów zawartych w tej książeczce.
Po kilku dniach zapytała: naprawdę chcesz to wydać? Ludzie będą się wieszać!
- Taki szajs?- zaniepokoiłem się.
- Teksty są rewelacyjne, jednak masakrycznie powalają depresją - odpowiedziała.
Panie i panowie: zapraszam do lektury książeczki, która przeleżała zapomniana ponad dziesięć lat.
Bierzcie. Czytajcie. To czyńcie na moją pamiątkę.
Kilka króciutkich tekstów, których tematem przewodnim jest miłość, w szeroko prezentowany sposób.
Druty to mój trzeci tomik poezji, choć w formie publikacji elektronicznej ukazuje się jako pierwszy.
Trochę to wszystko pokręcone.
No to proszę: serdecznie zapraszam na króciutki, nostalgiczny rejs po chłodnych, szaroburych falach zatoki święconej, wprost ku rozświetlonemu, białemu brzegowi, który miast być ziemią niektórym obiecaną okazuje się kruchą skałą, z której łatwiej spaść, niż się wspiąć.
Książeczkę tę co prawda napisałem już dosyć dawno, jednak z pewnych powodów publikuję dopiero teraz.
A potem z zakamarków pamięci powyłaziły różne inne twory, które kiedyś tam sie napisały, ale nie pasowały do dotychczas wydanych książeczek i tylko bolały gdzieś w głębi głowy, domagając natychmiastowej publikacji. Pozbierałem zatem wszystko do kupy i oto proszę- niespotykana dotąd eksplozja częstochowskich rymowanek, prosto do Waszych rąk.
Większość z tekstów zawartych w tym zbiorku powstała dwadzieścia lat temu. A inne całkiem niedawno.
Czasami jest śmiesznie, czasami strasznie, jak zwykle dużo o miłości. Trochę brzydkich słów i plugawych historii, wręcz proszących się, by dopisać do nich jakąś punkrockową nutę i wydzierać po nocach, przy ognisku z płonących na ulicach opon, więc jeśli ktoś czuje się na siłach, to zapraszam.
Z dużym przymrużeniem oka. Na poprawę humoru.
Życzę przyjemnej lektury.
Czasami w nocy spać się nie chce.
Myśli wtedy nabierają prędkości i różne dziwne rzeczy przychodzą do głowy.
Tak właśnie jest w przypadku tej książeczki.
Zapraszam do lektury poetyckiego spontanu, który przydarzył mi się ostatnio.
Przed Wami szalona przejażdżka wehikułem czasu, którą rozpoczynamy w Gdańsku, w trzydziestym dziewiątym. Po drodze polatamy myśliwcem Luftwaffe, dostaniemy nożem w plecy od Ruskich, pojeździmy po warszawskim getcie w towarzystwie zbrodniarza, by na sam koniec łyknąć nieco sierpniowej wolności, poczuć siłę ciosu kolegi z niegdyś sojuszniczej armii, woń spalenizny znad krematoriów i pachnący grzybem chłodny podmuch, rodem z dalekiego wschodu. Wszystko zaś w nieco połamanej, niestabilnej, częstochowskiej formie.
Bardzo nietypowa to książeczka, zaś wszystkie historie w niej zawarte powstały w trakcie jednego zaledwie wieczora.
Z calego serca zapraszam Was na WOJNĘ!
Dwa krótkie opowiadania.
Zero czterdzieści jeden:
Ta historia zdarzyła się naprawdę. W pewnej częsci.
Niektóre z przedstawionych w niej osób istnieją w rzeczywistości.
Pewne fakty i miejsca mogą znajdować swe odbicie w realnym świecie.
Reszta niechaj zostanie przemilczana.
Krótka, szorstka, wulgarna opowieść o miłości i przyjaźni, zamknięta w szarych i bezlitosnych realiach jednostki wojskowej.
Hayabusa:
nierealna opowieść o żelaznym jeźdźcu, easy riderze, spalonym łosiu zamkniętym w kiblu i włamywaczach satanistach.
Rok 1988 ma się ku końcowi.
W parafii trwa właśnie czas duszpasterskich odwiedzin. Wszyscy mieszkańcy bloku są już po kolędzie, jednak jedna rodzina wymawia się od przyjęcia wizyty, w stosunku do kapłana zachowując w sposób dalece nieelegancki. Rozgniewany proboszcz wysyła więc swojego drugiego podwładnego.
Zapraszam do lektury tej krótkiej opowieści, z której morał, że księdza po kolędzie lepiej przyjąć, bo inaczej…
Książeczka raczej dla czytelników pełnoletnich.
Chwilami sam jestem przerażony, że coś takiego napisałem.
Życzę wielu emocji podczas lektury.